10.03.2023

Kredyty frankowe. Banki, sądy i gospodarka przed historyczną próbą

Wygląda na to, że po wieloletniej batalii frankowiczów ostateczne rozwiązanie kwestii mieszkaniowych kredytów frankowych już niebawem stanie się faktem. Niestety nie będzie to relatywnie łatwa i mniej kosztowna wersja rozstrzygnięcia systemowego w postaci przewalutowania, ale wymuszone prawem unijnym powszechne unieważnienie kredytowych kontraktów walutowych, którego konsekwencje są na chwilę obecną trudne do oszacowania.  

Swojski subprime, czyli mądry bankowiec po szkodzie

Analitycy portalu RynekPierwotny.pl w swoich komentarzach rynkowych od lat wielokrotnie komunikowali niebezpiecznie ponadprzeciętną, i co gorsza stale rosnącą w czasie, skalę ryzyka mieszkaniowych kredytów frankowych. Dziś, w przededniu jego pełnowymiarowej materializacji, trudno już dyskutować z tezą, że są to typowo toksyczne instrumenty finansowe, analogiczne do słynnych amerykańskich subprime’ów, i niestety z proporcjonalnie porównywalnym do tych ostatnich potencjałem rażenia.

Co ciekawe, przez długie lata ryzyko hipotek frankowych było postrzegane wyłącznie przez pryzmat ewentualnej zbiorowej niewypłacalności kredytobiorców walutowych, którzy po prostu przy określonym poziomie aprecjacji CHF/PLN nie byliby już w stanie regulować rat swoich zobowiązań hipotecznych.

Tymczasem pomimo 15-letniej już historii wzrostowego trendu notowań helweckiej waluty wobec złotego nic takiego nie nastąpiło, a niewypłacalność frankowiczów nie przekroczyła podręcznikowych kilku procent ogólnego wolumenu walutowych hipotek. Za to do ostatecznego rozwiązania ich spornej kwestii dojdzie w efekcie ingerencji prawnej instytucji Trybunału Sprawiedliwości UE.

Niestety jeśli uwzględnić skalę oczekiwanych szkód praktycznie już nieuchronnej operacji powszechnego pozbawiania ważności przedmiotowych umów kredytowych, sama przez się przychodzi na myśl parafraza znanego porzekadła, tym razem w rodzaju „ mądry bankowiec po szkodzie”.

Gdy bowiem na przełomie lat 2014/2015 na Węgrzech przeprowadzono operację przewalutowania kredytów frankowych, jej koszt wyniósł 1,5 bln forintów, czyli wówczas równowartość 20 mld zł. Ta sama opcja była wówczas szacowana w Polsce na sumę około 50 mld zł. Pytanie, przez jaką cyfrę na chwilę obecną przyjdzie bankowcom tę kwotę przemnożyć w procesie eliminacji mieszkaniowych kredytów walutowych.

110 tys. na dobry początek

Niedawna decyzja rzecznika generalnego TSUE, będąca bezlitośnie wiarygodną dla banków zapowiedzią pozbawienia ich prawa do jakichkolwiek dodatkowych roszczeń poza zwrotem kapitału po unieważnieniu umowy kredytowej opartej na niedozwolonych klauzulach umownych, oznacza bardzo dotkliwą i zapewne rekordowo kosztowną porażkę rodzimego sektora bankowego.

Z kolei sukces frankowiczów jest tym bardziej spektakularny, że ten sam werdykt potwierdza ich konsumenckie prawa do dochodzenia względem banków roszczeń wykraczających poza zwrot samych świadczeń pieniężnych. Czyli takich jak odsetki, rekompensaty, należności za korzystanie z kapitału itd. Dla frankowiczów może to oznaczać znacznie większe korzyści niż tylko darmowy kredyt, dla pechowych kredytodawców zaś kolejny kosztowny kłopot.

Wg szacunków Komisji Nadzoru Finansowego straty rodzimego sektora bankowego, wynikające z niekorzystnej dlań opinii rzecznika, a następnie ewentualnego wyroku TSUE, mogą sięgnąć 234 mld zł. Sęk w tym, że nie za bardzo wiadomo w jaki sposób KNF to policzyła, a przede wszystkim jaki wolumen pozwów oraz jakie profity należne frankowiczom w swych rachunkach uwzględniła.

W latach 2002-2012 w Polsce banki udzieliły około 900 tys. mieszkaniowych kredytów frankowych, choć niektóre poważne źródła podają liczbę rzędu nawet miliona przypadków. Z tego w chwili obecnej aktywnych pozostaje wciąż 350 tys. umów. Co ważne, przeszło półmilionowa pula nieaktywnych już kontraktów nie dotyczy wyłącznie spłaconych kredytów, ale w pewnej części także tych, które zakończyły swój żywot za sprawą postepowań windykacyjnych w przypadku zaprzestania spłat rat kredytowych.

W chwili obecnej liczba pozwów frankowiczów wynosi około 110 tys., co wskazuje na dopiero wstępny etap sądowej batalii. Potencjał ich wzrostu jest więc wielokrotny, ponieważ decyzja rzecznika jak i docelowy wyrok TSUE mają dotyczyć wszystkich frankowiczów, a nie tylko umów aktywnych. W tym kontekście trudno jest do końca zrozumieć dość osobliwy pomysł podatku od wzbogacenia frankowiczów, którzy wybraliby opcję lukratywnego w skutkach sądowego pozwu zamiast znacznie mniej korzystnej bankowej oferty ugodowej, co miałoby dotyczyć tylko kredytów pozostających w trakcie spłacania.

Wzbogacenie, czyli słowo klucz

Meritum całej operacji, uwalniającej raz na zawsze krajową mieszkaniówkę od problemu kredytów frankowych, będzie bezprecedensowy transfer środków liczonych w grubych miliardach złotych z zasobów własnych pozwanych banków na rachunki kilkusettysięcznej grupy gospodarstw domowych kredytobiorców frankowych. Zapewne nie pozostanie to bez znaczenia dla krajowych ekonomicznych relacji podażowo-popytowych, społeczno-gospodarczych, inwestycyjnych, podatkowych plus całej gamy parametrów krajowej gospodarki z inflacją na czele, o ryzyku głębokiej degradacji zdolności operacyjnej banków nie wspominając.

Choć cały proces potrwa zapewne latami, to już wkrótce, w miarę być może lawinowo przybierającego strumienia frankowych pozwów sądowych, w wyniku związanego z nimi zwyczajowego zawieszania spłat kredytów denominowanych lub indeksowanych na czas procesu, już wkrótce każdego miesiąca setki milionów złotych będą trafiać na konsumpcję, wszelkiej maści lokaty, inwestycje i inne „widzimisię” frankowiczów zamiast do banków w formie spłat ich hipotek.

Z kolei niejako automatyczne uwalniane od obciążeń kolejnych hipotek nabytych na kredyt walutowy mieszkań, będzie z każdym miesiącem dostarczać nowej podaży na rynku wtórnym. Pytanie, z jakim skutkiem.

I wreszcie kwestia odporności krajowego wymiaru sprawiedliwości na nieuchronne tsunami pozwów kredytobiorców frankowych. Dość trudno bowiem wyobrazić sobie kolejne setki tysięcy spraw w ramach rodzimego systemu sądownictwa, który już dziś stoi na krawędzi wydolności orzeczniczej.

Branża bankowa i karnawał wyborczych obietnic

Jak spojrzymy na notowania giełdowych tuzów branży bankowej, to absolutnie nie widać jakiegokolwiek respektu przed nieuchronnie zbliżającą się lawiną pozwów kredytobiorców frankowych. Co więcej, daje się nawet zauważyć coraz większą determinację indeksu WIG-Banki do wykreowania kolejnej fali wzrostowej.

Tymczasem nawet w perspektywie kilku lat krajowe banki, z tymi giełdowymi potentatami na czele i z bardzo nielicznymi wyjątkami, zamiast wypłacać swoim akcjonariuszom sowite coroczne dywidendy, być może zostaną zmuszone ewentualnym wyrokiem TSUE do przekierowywania swoich lukratywnych zysków na rzecz liczonych w grubych miliardach złotych zobowiązań wobec frankowiczów.

W tej sytuacji zdecydowanie najciekawszym zjawiskiem ostatnich dni jest rozkręcany na całego karnawał wyborczych obietnic rodem z rynku nieruchomości mieszkaniowych. Po zapowiedzi rządowego bezpiecznego kredytu 2% mamy opozycyjną przebitkę w postaci kredytów mieszkaniowych „zero procent”.

Pytanie, czy sektor bankowy powita z entuzjazmem nową rewolucyjną inicjatywę „darmowych” kredytów mieszkaniowych, kiedy to dopiero na dobre rozkręca się operacja „Frankowicz Plus”, polegająca na choć niezamierzonym, to jednak w pewnym sensie analogicznie darmowym pożyczaniu pieniędzy na zakup lokum.

Autor: Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami!

+48 32 203 89 30 / biuro@ign.org.pl